Tradycyjnie już, posługując się moim ulubionym cytatem Audrey Hepburn, zapraszam Was w podróż sentymentalną do ukochanego przeze mnie miasta, ponieważ jak mawiała Sabrina …
…”Paris is always a good idea”…
Jako, że nie znalazłam niczego, co w jakiś sensowny sposób mogło by ukoić moją dwuletnią tęsknotę za tym miejscem, wybrałam się tam ponownie (Ufff,udało się :o) Każda moja wizyta w Paryżu ma inny charakter. Tak było i tym razem. Po pierwsze, wybraliśmy się tam całą rodziną, a nawet w jeszcze liczniejszym gronie. Mogłam w końcu pokazać moim dzieciom czar tego miasta, a co dla nich było jeszcze ważniejsze… dom rodzinny ukochanych przez nie Księżniczek oraz Myszki Minnie, czyli oczywiście Disneyland :o)
Kolejna różnicą było to, że zamiast biegać z walizkami po lotniskach, pojechaliśmy autem. Pomimo, że była jeszcze końcówka sierpnia, Paryż powitał nas deszczem. Ale to nie miało naturalnie żadnego znaczenia, a pogoda i tak szybko się zmieniła :o) Poza tym, jak to również zwykła mówić Sabrina … „pierwszego dnia w Paryżu należy koniecznie zmoknąć”… :o)
Tym razem nie mogłam skupić się tylko nad tym, to w Paryżu kocham najbardziej… architekturą i malowniczymi uliczkami. Ci, którzy są tutaj po raz pierwszy, muszą koniecznie „zaliczyć” tak zwane podstawowe punkty wycieczki :o)
Oto jeden z nich…
A w podziemiach oczywiście jest i ONA widziana z daleka…
Zasłużyliśmy na chwilę odpoczynku, by później nadal rozkoszować się ukochanymi widokami..
Ach ten Paryż…
Spokojnego wieczoru, niezależnie od tego, gdzie się teraz znajdujecie :o)